Nie wiem, gdzie bylibyśmy dzisiaj jako naród, gdyby nie Jerzy Giedroyc. Gdy w kraju panował socrealizm, Giedroyc wydawał Miłosza, Gombrowicza i wielu innych, którzy w kraju byli wyklęci, a przez emigrację bojkotowani. Uratował łódkę polskiej kultury w czasach straszliwych burz i sztormów. Chyba nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę.
To właśnie Giedroyc w czasach zimnej wojny kładł podwaliny pod III Rzeczpospolitą. Gdy obserwowałem niedawno konferencję w Wilnie, na której spotkali się prezydenci z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, myślałem sobie, że ci prezydenci weszli na „szlak Giedroycia” – szlak solidarności między naszymi narodami.
Giedroyc był człowiekiem wiecznie zbuntowanym przeciwko Polsce, stale gderającym - dokuczającym jej za to, że nie spełniła jego ideału. A równocześnie dał swoją pracą dowód niezwykłych cnót obywatelskich i całe życie poświęcił Polsce – tak bardzo, że nie zostawił sobie najmniejszego nawet marginesu dla życia osobistego. Jego patriotyzm łączył polską rację stanu z racją stanu litewską, ukraińską, białoruską. Był jak gdyby obywatelem I Rzeczypospolitej i ten swój unikatowy patriotyzm przeniósł z I Rzeczypospolitej do III.
16 września
„Gazeta Wyborcza” nr 217, 16 września 2000.